post 6

Zbliżając się do urlopu, człowiek nie myśli o niczym innym tylko o tym, kiedy będzie mógł się wyłożyć na kanapie i wyłączyć. Pracując przy kasie marze tylko o tym, by nikt nie zadawał mi głupich pytań. Do tych najbardziej denerwujących nalezą "Pani, a ten pomidor to dobry?" gdyby nie to, że za bycie miłą, uprzejmą i uśmiechniętą dostanę pieniądze, mówiłabym wszystkim "Panie... my same niedobre sprzedajemy. Ludzie je kupują i od razu umierają. Polecam! ". Warto pamiętać, że osoby nieokazujące nerwów, też się denerwują ale w środku. Uwielbiam być dobra ale czasami diabeł przejmuje kontrole. Najczęściej w sytuacjach gdy z klientem przechadzam się po sklepie. "Doradzi mi pani jakaś doniczkę?" nic trudnego można pomyśleć "Jasne, może tą" pokazuje zawsze towar który najczęściej się sprzedaje. Podświadomie lubimy to samo "nie, ta nie" i już baby nienawidzę! Po jakiego pyta o poradę jak wie czego chce!!! Nienawidzę ludzi! Ludzie mnie niszczą, sprawdzają kres mojej wytrzymałości. "Nie macie takiej ale innej?" oczywiście!!! Cały towar chowamy na zapleczu, bo jeszcze ktoś, coś kupi!!! Tutaj to mamy takie wystawki że niby wszystko jest, my jesteśmy walnięci, musi pani nam wybaczyć. "A sekatory to tylko takie? " wielki trud się odwrócić, przecież nie widać tych obok. "O tak... rozrzucamy sekatory po całym sklepie, jak jajka na Wielkanoc, żeby klient chodził i szukał". Jeszcze lepsze są babcie które "za Niemca miały, a teraz... " bo pani ja w 39' to miałam taką jabłoń " i co to kogo obchodzi?! Teraz są nowe, lepsze. Trzeba zmieniać smaki! Jak przyszedł głód to wszystko było lepsze. Ja po 12h tez jestem głodna i myślę że śmieci w czekoladzie miałyby fantastyczny smak. Czasami się boje, że jestem za miła, bo nie potrafię wypowiedzieć tych upokarzających słów. Zakładam tą swoją maskę niewinnego, wesołego aniołka i ciągle "Tak, proszę pani", "Oczywiście proszę pani", "Sprawdzę specjalnie dla pana". Uśmiecham się i męczę, a pod koniec dnia gdy już na prawdę mam dość, gdzie jestem styrana przez nich wszystkich. Przez chwile się krzywo spojrzę na niewinnego klienta, który mimowolnie chciał o coś zapytać i pach.... opierdziel bo niemiła obsługa.  Wszystko przeze mnie, bo jak kierownik może się tak zachowywać. Gdy umrę chce mieć pogrzeb bez świadków, boje się pytań. Doznaje leku, że ktoś wstanie i powie coś w stylu "a w co innego jej nie mogliście ubrać?". Boże chroń moją dusze od upadku, chroń moje ciało przed straceniem. To nie jest jeszcze choroba psychiczna. Czy powinnam iść z tym do lekarza? Zaczynam zadawać pytania sama sobie. Jest źle! Jest bardzo źle! Jeszcze dwa dni do mojego wymarzonego urlopu i nakryje się kopytami uhhh... za tydzień moje urodziny i to będzie jedyne wyjście z domu. Nigdzie się nie ruszam, będzie wspaniale
- zjadłaś już?! - Stał przed nią wysoki szatyn, najwspanialszy z najwspanialszych, syn właściciela Robert.
"Był leniwy jak na spadkobierce przystało. Wykorzystywałby każdy momenty, żeby móc kogoś wykorzystać. Zawsze był czyściutki, uczesany i pachnący, ubrany w piękne garniturki. W sklepie budowlanym z małym działem ogrodniczym, wyglądał jak pajac. Ani szafki nie poskłada, ani worka ziemi nie podniesie, bo przecież się pobrudzi. Nie po to "harował" żeby teraz zniszczyć ubiór. "
- Dostawa jest! Rusz się! -  skarcił ją prostując tors.
"Zawsze jest taki poddenerwowany, szczególnie wtedy kiedy mnie zobaczy. Jego ojciec traktuje mnie jak swoją córeczkę, której się nie doczekał. Zawsze narzekał, że jego syn to obibok i się nie mylił ale szkoda było mi chłopaka. Wyrósł na narcyza którego nikt nie pokocha"
- No i? Tylko ja tu pracuje ? - dojadała jogurt
- Ty się powinnaś tym zajmować. - nastroszył się poprawiając marynarkę - Tu nie ma nic do dyskutowania - poganiał ją twardo
- lol ziomeczku. Zluzuj ok - wymachiwała łyżką
- Nie mów do mnie slangiem jak prostaczki - cały czas zachowywał powagę
- o kurwa, chyba się załamie po takich słowach - zaśmiała się pod nosem. Wstała i wyrzuciła pojemnik po jogurcie. Stanęła na przeciw niego.
Był od niej wyższy, jego usta były na wysokości jej czoła. Wystylizowany na biznesmena z gładką twarzą i ułożonymi włoskami. Miał niespotykane, prawie turkusowe oczy. Dziewczyny rzucały się mu pod nogi, ale on każdą odrzucał. Posiadając dwie najczęściej poszukiwane cechy, czyli kasa i uroda stał się najbardziej rozchwytywanym partnerem na męża
- Jest taki jak brat - utonęła w marzeniach Tosia - Mikołaja i Roberta można by było zestawić i łączyło ich, dosłownie wszystko, łącznie z przewlekłym debilizmem i pełno kształtnym narcyzmem. Dziw że nie są spokrewnieni
- Co robisz? - zdziwiony parzył jej w oczy
- Byłam dziś na dywaniku u twojego ojca i wiesz co powiedział? - złapała za jego śliczny aksamitny krawat
- nie mam pojęcia - wyszarpał materiał z jej dłoni i mocno ją popchnął. Wyglądało to tak jakby bał się następnego kroku
- że mi pomożesz - krzyknęła - Przebieraj się! Ja tu jestem kierownikiem, a ty dziś wyjątkowo zwykłym pracownikiem - ciągnęła zaciskając pięści - nic nie możesz zrobić - zmarszczyła czoło, czekała na jego ruch. On stał zdziwiony z ręką uniesioną na wysokości klatki piersiowej, tak żeby nie podeszła za blisko. Poprawił krawat i bez słowa wyszedł - EJ!! - wyskoczyła krzycząc za nim, ale on się nawet nie odwrócił. Szedł z uniesioną głową i kierunku biura swojego ojca - ehh po prostu świetnie
Na zewnątrz stał biały tir. Starszy mężczyzna wywoził z niego palety obładowane towarem. Zajęty pracą nie zwrócił uwagi, że dziewczyna stoi nieopodal
- Witam panie Mirku - pomachała mu fakturami
- Witaj Tosiu - lekko się wystraszył. - Sporo macie tego - odjechał czwartą paletą. Podszedł do niej żeby odebrać dokumenty. - interes się kręci - zaśmiał się
- no i to całkiem dobrze - odparła
- Pomóc ci ?- dopytał dostawca
- Nie. Pradze sobie, praca mi nie straszna - uśmiechnęła się lekko
- Marnujesz się tu dziewczyno - pokręcił głową - nie powtarzaj szefowi tego staruszek mówi - zaśmiał się i pożegnał
- Skoro się tu marnuje to mam siedzieć w domu?? - spytała sama siebie, popatrzyła na palety - gdyby jeszcze gdzieś mnie chcieli - Złapała za wózek do palet i wjechała nim tak żeby podebrać towar. Był to najgorszy sprzęt bez jakiejkolwiek elektryki. - Jestem najlepszym pracownikiem w firmie - powtarzała sobie w duchy szarpiąc paletę. - kocham tą prace, muszę dać z sobie wszystko - odciągnęła się od sprzętu wtedy poczuła że ktoś za nią stoi
- Daj to - powiedział Robert. Już nie miał garnituru tylko dresowe spodnie i firmową bluzę
- jak ? - pościła wajchę zdziwiona. Zmierzyła go wzrokiem - niezły strój - skrzyżowała ręce - to na pewno nie jest polskie. Czy to Gucci ?- próbowała mu dogryźć
- Nie nabijaj się - złapał za wózek i prawie bez użycia siły doprowadził towar do sklepu
- trenujesz coś - pobiegła za nim. Nie odzywał się, podjechał pod następną paletę - ej no nie bądź taki przecież możesz powiedzieć - chodziła za nim od palet do sklepu - Nie no ładnie ci - zaśmiała się cicho
- Dość !! - krzyknął i staną przy niej. Zmarszczył czoło - to jest upokarzające - pokazał na palety
- wow - podniosła ręce z niedowierzania - Czyli ja mogę być poniżana i miło ci na to patrzeć ?
- To nie to samo ty jesteś pracownikiem - pokazał na nią palcem - sama się tu zatrudniłaś - popychał ją wskazującym palcem
Uderzyła go w twarz - i co można traktować mnie jak śmieć - serce zaczęło być jej mocniej, czuła że się czerwieni - tylko nie płacz - powtarzała sobie w duchu - wiesz... spieprzaj - pchnęła go i odwróciła się do niego plecami - no wynoś się, nie potrzebuje twojej pomocy - podniosła głos. Otarła łzę i czekała aż odejdzie. Czuła jego wzrok na sobie, podniosła głowę
- przepraszam - położył dłoń na jej ramieniu
Szarpnęła za wózek, aby wprowadzić ostatnią paletę do sklepu. Starała się nie patrzeć jak on zareaguje. Zajęła się pracą żeby zagłuszyć myśli. Gdy inni przeliczyli towar, ona wprowadzała faktury do systemu. W małym, do połowy oszklonym pomieszczeniu miała stare obdarte krzesło biurowe, biurko z obdrapanym blatem. Na nim stał komputer, który chodził głośniej od wentylatora przemysłowego. W przejściu stanął Robert
- Po co to robisz? - spytał cicho, ale ona nic nie odpowiedziała - rozumiem czujesz się urażona
- nie... czuje się poniżona - odparła wściekła nieodrywająca wzroku od monitora
- Przecież przeprosiłem - podszedł do niej bliżej
- ohhh - odsunęła ręce od klawiatury i spojrzała na niego - Dziękuje panu. Czy w czymś jeszcze mogę pomóc? - zapytała położyła, ręce na kolana i uśmiechnęła się sztuczne
- nie - podrapał się po głowie - Czemu nadal tu jesteś?
- ty jesteś jakiś głupi - oburzyła się - płacą mi za to - wstała od biurka
- Przecież jest mnóstwo innych firm gdzie mogłabyś się wykazać - pokręcił głową
- wole siedzieć przy obdartym krześle niż robić kawę w korporacji ludkom - podniosła głos - Tylko Tobie przeszkadza że tu jestem!!
- tak przeszkadzasz mi! - uderzył pięścią w framugę - robisz takie dziwne podchody
- że co kurwa... - zmarszczyła brwi, zaśmiał się nerwowo - jakie podchody? - dopytała - że co? że ja? - wskazała na siebie - Może jeszcze powiesz że cię podrywam?!
- Tak - odpowiedział poważnie - jesteś zawsze taka.. - kręcił nerwowo głową - bezpośrednia
- o ja niewierze - złapała się za głowę - jak ty na to wpadłeś? Nie no, nie. Jak ja się bezpośrednio zachowuje?
- No zawsze się do mnie tak uśmiechasz - próbował ładnie ułożyć usta w zgrabny uśmiech  - i patrzysz mi tak w oczy - mrużył oczy
- Dobra następnym razem z daleka będę krzyczeć żebyś się pierdolił - podniosła głos - nie przyszło ci do głowy że jestem po prostu miła ? - dopytała
- nie! - krzyknął -  i będzie dobrze jak się zwolnisz - skrzyżował ręce
Otworzyła usta ze zdziwienia - co? - pokręciła głową. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech - ty jesteś zazdrosny - uśmiechnęła się złowrogo
- niby o co - spojrzał na nią dumny
- o względy twojego ojca - założyła ręce na biodra
- mam go w dupie, a ty przemyśl moje słowa - pogroził jej palcem i odszedł
Ręce jej opadły - co za frajer! Jak on może mnie tak traktować?! Narcyz jebany!!! Teraz to się na pewno nie zwolnię, tylko żeby zrobić mu na złość - Usiadła do biurka żeby dokończyć swoją prace.
Jeśli ktoś zepsuje urywek czasu, to reszta dnia jak na złość też będzie beznadziejna. Nic, ani nikt nie będzie wstanie tego naprawić. Wtedy zawsze ktoś ochlapie cię na przejściu dla pieszych, zawsze jest korek, zawsze pada deszcz, zawsze spóźni się autobus, tramwaj, pociąg, taksówka. W domu oblejesz się gorąca herbatą, pobijesz talerz, uderzysz się w łokieć, w to magiczne prądodajne miejsce. Znajomi nigdy się nie odzywają ale w te dni zawsze się im przypomni, że zalegasz u nich z kasą. Na koniec marzysz tylko o tym żeby móc zasnąć bez problemu... nic z tego, sąsiad ma nową wiertarkę i musi się jej dźwiękiem pochwalić, dokładnie wtedy gdy masz zamknąć oczy. Życie kocham cię...

Komentarze

  1. głupi jeden mały sknocony moment rzutuje na cały dzionek. Ehhh z kąd to znam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Eh taka praca nie tylko w sklepie, znam to trzeba się uśmiechać do ludzi, których chętnie wywiałoby się za drzwi. Mimo tego dobijającego tematu z uśmiechem na ustach czytałam twoje opowiadanie :) czekam na dalszy ciąg

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Post 5

Post 3

Post 8